poniedziałek, 29 lipca 2013

Fashion Loves Dubstep. Spotkanie blogerów w Bielsku-Białej

Relacje z założenia powinny pojawiać się tuż po imprezie, ale co tam, zawsze muszę się wyłamać, popsuć całą konwencję i - kiedy wszyscy zaczynają zapominać - wyjechać nagle. Nie stoi za tym żadna wzniosła ideologia ani kalkulacja. Po prostu tyle jest innych fascynujących rzeczy, którymi muszę się zajmować w pierwszej kolejności, że tak wychodzi ;-) No, ale mniejsza o większa! Jak było 19 lipca? Już na wstępie chciałabym ostrzec, że mam zamiar wystawić laurkę organizatorom (Ani Łuce i Kamilowi Macherowi), bo całość była zorganizowana profesjonalnie i czuć w tym było modową pasję. Dodatkowym atutem był wybór wnętrza, który padł na bielską Sephię. W nowej części lokalu, umiejscowionej na piętrze kamienicy, stworzono miejsce przytulne, a równocześnie pełne dizajnerskich dodatków, nawiązujących do stylistyki różnych epok. Żeby porównać to z czymś mi znanym, musiałabym sięgnąć do szeregu krakowskich knajpek. W BBa to miejsce wyjątkowe. No, ale koniec tych ,,lokalowych" dygresji ;-)

Samo spotkanie blogerskie sprowadzało się do pogaduch z najróżniejszymi osobami. Była okazja zobaczenia się z tymi, z którymi nie spotykam się na co dzień. Wydawało się, że ludzi nie było tylu, co na śląskich spotkaniach blogerskich, ale wrażenie było złudne. Wystarczyło przeliczyć. Pojawili się zarówno ,,starzy" blogerzy, jak i ci, którzy dopiero zaczęli swoją przygodę w barwnym świecie blogosfery. 
Urozmaiceniem spotkania były pokazy mody. Pierwszy, Anety Podżorskiej, ukazał silną fascynację geometryczną formą. Osobiście kolekcja kojarzy mi się z wariacją na temat laboratorium naukowego - powodem skojarzenia mogły być choćby okulary, użyte podczas pokazu :-) Drugi pokaz - Klaudii Kasińskiej - wprowadza nas w świat paryskiej mody: lekkiej, eleganckiej, zwiewnej. Do kreacji Klaudii idealnie pasowały torebki, stworzone przez Honoratę Gwizdałę (Cocoono).

Pokazy można było obejrzeć w przyjemnej atmosferze, równocześnie delektując się mini-rogalikami autorstwa Ani, współorganizatorki imprezy :-) Warto też wspomnieć o upominkach, które przygotowano dla blogerów. Każdy otrzymał m.in. biżuterię (kolia na początku nie przypadła mi do gustu, a potem... zapałałam do niej tak wielką miłością, że do teraz się dziwię). Po spotkaniu odbyła się impreza przy dubstepowych i okołodubstepowych kawałkach, więc miłośnicy tych brzmień mogli zaszaleć, zwłaszcza, że rozpoczynał się weekend ;-)


czwartek, 25 lipca 2013

Zajafkowy Szał Ciuchowy. Swap Party


Miłośnicy wymi­any ubrań i dodatków spotkają się kole­jny raz pod­czas swapu w Bielsku-​Białej. Odbędzie się on 4 sierp­nia, w biel­skiej Zajafce, w cen­trum miasta, pod wiele zdradza­jącą nazwą — Zajafkowy Szał Ciu­chowy. Poza trady­cyjną już wymi­aną rzeczy odbędą się wys­tawy fotografii i konkursy, a o tło muzy­czne zadba pro­fesjon­alny DJ. Swap będzie też okazją do przy­jem­nego spędzenia czasu w gronie zna­jomych i poz­na­nia nowych osób. Zresztą... kto był na poprzednich swapach, w których maczałam paluszki, ten wie, czego się spodziewać ;-)

SEKRETY SZAF WYJDĄ NA JAW… 
Ideą swapu jest wymi­ana ubrań i dodatków. Każdemu z nas zdarza się mag­a­zynować w szafie rzeczy, w których nie chodzi, ale też nie miał okazji, by się ich pozbyć. Ubra­nia za duże, za małe, nietrafione prezenty nie w naszym stylu… Wszys­tkie one mogą trafić na Zajafkowy Szał Ciu­chowy, który odbędzie się już 4 sierp­nia! A tam na pewno zaopiekuje się nimi ktoś, komu wpadną w oko… Swap to też okazja do poz­na­nia kreaty­wnych ludzi, lubią­cych ekspery­menty z modą i ubiorem, a także do wspól­nej doskon­ałej zabawy!
Zajafkowy Szał Ciu­chowy jest kon­tynu­acją cyk­licznych swapów, orga­ni­zowanych w Bielsku-​Białej przez Syl­wię Kruczek (Street Fash­ion Bielsko-​Biała) i Agatę Oparę. Było W Labiryn­cie Ciuchów, było Biel­skie Ciu­cho­branie, a teraz czas na powiew świeżości!

ZASADY SĄ PROSTE  
4 sierp­nia, o godzinie 17.00, przy­chodzi­cie ze swoimi rzeczami do Zajafki. Ubra­nia muszą być czyste, bez przykrego zapachu, w dobrym stanie. Ta sama zasada obow­iązuje, jeśli chodzi o buty, biżu­terię, tore­bki itd. Jeśli dys­ponu­je­cie wiesza­kami na ubra­nia, weź­cie je ze sobą! Lep­iej wyek­sponu­je­cie swoje rzeczy, co ułatwi innym szperanie. Swoje przed­mioty może­cie dowol­nie wymieniać lub sprzedawać za sym­bol­iczne kwoty. Rodzaj „transakcji” zależy od Was.



WYS­TAWY FOTOGRAFII
Pod­czas swapu na czterech spec­jal­nych ekranach będzie moż­naza­poz­nać się z fotograficznym dorobkiem Gabrieli Kap­turkiewicz, Syl­wii Kruczek, Andrzeja Kubicy, Wik­torii Mędrek.

MUZYKA
Spec­jal­nie dla uczest­ników Zajafkowego Szału Ciu­chowego zagra DJ PP.

BILETY
Cena biletu to 8 zł. Obe­j­muje ona m.in. napój na barze. Bilety będzie można zakupić przy wejś­ciu na swap.

PATRONI MEDI­ALNI
Bielsko.Biała.pl , Bab­skie Biel­sko , Bab­ska Sile­sia , Street Fash­ion Bielsko-​Biała

PLAKAT
Wyjątkowy plakat dla Zajafkowego Szału Ciu­chowego stworzył Arka­diusz Kaczyński /​Out­line Design.

KIEDY I GDZIE?
4 sierp­nia, godz. 17.00
Zajafka Pub & Music Club
ul. 3 Maja 3, Bielsko-​Biała

SWAPOWE AKTU­AL­NOŚCI -KLIK!
FUN­PAGE SWAPUKLIK!

czwartek, 18 lipca 2013

Karolina

Fot. Gabriela Kapturkiewicz





Przed Wami kolejne świetne zdjęcia, będące owocem współpracy z Gabrielą Kapturkiewicz, o której więcej możecie przeczytać w poprzednim poście. Zdjęcia Gabrysi, jej fotograficzne dokonania, są dostępne na stronach internetowych - TU, TU, TU

Karolinę dostrzegłyśmy, kiedy przechodziła przez Plac Chrobrego, spiesząc na spotkanie. Nie sposób zresztą było jej nie zauważyć, bo Karolina należy do tego typu osób, które cechują się nonszalanckim perfekcjonizmem - rzeczą kompletnie niewymuszoną, która robi ze stylem same wspaniałe rzeczy. Bo jak inaczej można określić idealne dopasowanie kolorów, kształtów, form? No i tę dbałość o każdy detal... Aż przyjemnie się patrzy na takie osoby, kiedy idą przez miasto. Na co dzień Karolina jest studentką, doskonalącą się w krytyce literackiej.

Fot. Gabriela Kapturkiewicz

poniedziałek, 15 lipca 2013

Ola

Fot. Gabriela Kapturkiewicz




Dawniej, zakładając tę stronę, nie pomyślałabym nawet, ile pozytywnej energii, zabawy i nowych inspiracji może wnieść współpraca z ludźmi. Zwłaszcza, jeśli chodzi o wspólne ,,łowy". Punkt widzenia zostaje poszerzony, a co dwie głowy (i dwie pary oczu), to nie jedna ;-) Tym razem na miasto wybrałam się z Gabrielą Kapturkiewicz - absolwentką jednego z bielskich liceów, miłośniczką sztuki pisania i fotografii,a także... portów i marynarskich motywów. Fotograficzne poczynania Gabrysi możecie śledzić na jej stronach: TU, TU i TU. Podczas wspólnego przemierzania ulic Bielska zauważyłyśmy, że mamy w miarę zbliżone gusta - wzrokiem wyławiałyśmy z tłumu te same osoby, szukając swobody i perfekcji. Skutki tych poszukiwań będziecie mogli śledzić także w kolejnych postach :-)

Ola czaruje zwłaszcza bajeczną, kwiecistą koszulą, zestawioną z dżinsowymi spodenkami. Świetnym elementem jest też skórzana torba w stylu retro. Dziewczyna postawiła na wygodę, wybierając na bielski bruk uniwersalne baletki. Dobrym dodatkiem są również okulary przeciwsłoneczne, które fajnie komponują się z resztą.

Fot. Gabriela Kapturkiewicz

środa, 3 lipca 2013

People with Passion: Marta Bogunia / Photography

Jej zdję­cia, jak sama przyz­naje, opowiadają o tęs­kno­cie, skrawkach ciała, czerni i bieli, zmysłowości, mgle, koś­ci­ach, przy­wiąza­niu, łzach, zaw­iłoś­ci­ach, popękanych ustach, cieka­wości, pożą­da­niu, leże­niu na trawie, zła­manych ser­cach, delikat­ności, oczach bez wyrazu, marzeni­ach, podar­tych raj­tuzach, melan­cholii, dotyka­ją­cych się dło­ni­ach, podróżach, bliskości, tat­u­ażach, prześwitach słońca przez liś­cie, cud­ach, bliz­nach, pocałunkach. To długa lista, ale inna chyba być nie może, bo Marta Bogu­nia, mieszka­jąca w Biel­sku młoda fotografka, to niesamowicie intrygu­jąca osobowość. Opowiada mi o tym, co zrobi ze zdję­ci­ami za czter­dzieści lat, a także o tym, jakie to uczu­cie spaść z drzewa w trak­cie fotografowania. 
 
Syl­wia Kruczek: Skąd ta fotografia? Dlaczego właśnie taki rodzaj sztuki?
Marta Bogu­nia: Skąd fotografia? Szcz­erze mówiąc fotografię trak­tuję jako lekarstwo na codzi­en­ność, jej per­ma­nent­ność potrafi zaboleć.

S.K.: Pier­wsze zdję­cia, pier­wszy aparat… Posi­adasz wyraźne wspom­nie­nie początków fotograficznej pasji?
M.B.: Szcz­erze mówiąc tak, odz­naczyła duże piętno na mojej ter­aźniejszej „twór­c­zości”. Zaczy­nałam jako boda­jże dwu­nas­to­latka, pod­krada­jąc rodz­i­com najprost­szą cyfrówkę świata. Bardzo pop­u­larna his­to­ria, prawda? Jed­nak w tam­tym cza­sie zaczy­nały mi się powoli ksz­tał­tować cechy, które miały spory, by nie powiedzieć najwięk­szy, wpływ na to, jak wyglą­dają moje zdję­cia teraz.

S.K.: Co w fotografii najbardziej Cię cieszy?
M.B.: Ta radość, że za czter­dzieści lat sprawie sobie piękny, w grubej oprawie album, do którego powsadzam najczul­sze zdję­cia ludzi, którzy dużo znaczyli dla mnie lub nie ma ich wśród nas. Taki mały cmen­tarzyk uśmiechów, po to, by cza­sami zaszyć się z nim na ogrodzie i popłakać ze szczęścia.

S.K.: Podobno nic nie rodzi się z pustki, a wszys­tko opiera się na – choćby min­i­mal­nej, ale jed­nak – inspiracji. Co Cię najbardziej inspiruje?
M.B.: Przede wszys­tkim ludzie. Emocje i to, jak je wyrażają. To, jak się komu­nikują ich ciała. Lubię badać zależności. A na drugim miejscu stoi sztuka piękna, proza, muzyka.

S.K.: Kogo określiłabyś mianem auto­ry­tetu? Fotograficznego, życiowego…
M.B.: Auto­ry­tetem fotograficznym i trochę życiowym jest dla mnie Joy Fire­brace. A moim total­nie życiowym prze­wod­nikiem jest Budda.  

S.K.: Marta Bogu­nia poza sza­łem fotografowa­nia. Czym się zaj­mu­jesz, co pora­bi­asz, kiedy nie past­wisz się nad aparatem? (śmiech)
M.B.: Uwiel­biam podróżować, chcę oddać temu całą młodość. Kocham otaczać się sztuką — tą pisaną i tą bardziej wiz­ualną — przez co niemało czasu poświę­cam na gmeranie dłu­gopisem w swoim szki­cown­iku czy pęd­zlem po płót­nie. Swego czasu jeszcze do ulu­bionych zajęć należało żeglarstwo i parę innych sportów.

S.K.: Sesje, ludzie, przy­gody… Czy jest coś, co naj­moc­niej zapadło Ci w pamięć pod­czas zaj­mowa­nia się fotografią?
M.B.: Tak, najbardziej ekscy­tu­ją­cym momentem pod­czas fotografowa­nia było spadanie z drzewa wraz z całym osprzę­towie­niem . Na szczęś­cie wylą­dowałam w krzaku róż (śmiech).

S.K.: Tylu ludzi wkoło, niemal każdy z nich posi­ada – często dobry – aparat. Psu­cie rynku? Uwal­ni­anie pasji? A może jeszcze coś innego? Co myślisz o tak moc­nym spop­u­lary­zowa­niu fotografii?
M.B.: Kiedyś bardzo iry­tował mnie ten prob­lem, lecz na chwilę obecną bardziej prze­j­muję się ocieple­niem kli­matu niż takimi pier­dołami. Zawsze będzie na tym świecie ktoś, kto będzie chciał być lep­szy, piąć się wyżej niż my. Potrzeba w życiu też trochę samokry­tyki, bo jed­nak więk­szość z nas zaczy­nała podob­nie, no nie? W środowisku fotograficznym, szcz­erze mówiąc, mało znam osób, które dopiero po odpowied­nich kur­sach i paru miesią­cach pracy doro­biły się półpro­fesjon­al­nego sprzętu. A też trzeba pamię­tać, że jeśli się zna na tej sztuce, to dobry aparat można mieć nawet za 50 czy 100 złotych!

S.K.: Co mogłabyś określić mianem swo­jego doty­chcza­sowego najwięk­szego osiągnięcia?
M.B.: Mało mam wyróżnień, prawie w ogóle nie posyłam prac na konkursy. Jestem już drugi rok w trak­cie pewnego pro­jektu fotograficznego i jeśli go skończę przed 25 urodz­i­nami, będzie to dla mnie chyba najwięk­sze osiąg­nię­cie, jakie mogę na chwilę obecną przewidzieć.

S.K.: Wiążesz swoją przyszłość z fotografią?
M.B.: Zde­cy­dowanie nie. Tak jak odpowiedzi­ałam Ci na samym początku: fotografia jest moim lekiem na codzi­en­ność. A leki cza­sami trzeba odstawić, prawda? 

Chcesz zobaczyć więcej prac Marty? Możesz to zro­bić, klika­jąc TU