Jej zdjęcia, jak sama przyznaje, opowiadają o tęsknocie, skrawkach ciała, czerni i bieli, zmysłowości, mgle, kościach, przywiązaniu, łzach, zawiłościach, popękanych ustach, ciekawości, pożądaniu, leżeniu na trawie, złamanych sercach, delikatności, oczach bez wyrazu, marzeniach, podartych rajtuzach, melancholii, dotykających się dłoniach, podróżach, bliskości, tatuażach, prześwitach słońca przez liście, cudach, bliznach, pocałunkach. To długa lista, ale inna chyba być nie może, bo Marta Bogunia, mieszkająca w Bielsku młoda fotografka, to niesamowicie intrygująca osobowość. Opowiada mi o tym, co zrobi ze zdjęciami za czterdzieści lat, a także o tym, jakie to uczucie spaść z drzewa w trakcie fotografowania.
Sylwia Kruczek: Skąd ta fotografia? Dlaczego właśnie taki rodzaj sztuki?
Marta Bogunia: Skąd fotografia? Szczerze mówiąc fotografię traktuję jako lekarstwo na codzienność, jej permanentność potrafi zaboleć.
S.K.: Pierwsze zdjęcia, pierwszy aparat… Posiadasz wyraźne wspomnienie początków fotograficznej pasji?
M.B.: Szczerze mówiąc tak, odznaczyła duże piętno na mojej teraźniejszej „twórczości”. Zaczynałam jako bodajże dwunastolatka, podkradając rodzicom najprostszą cyfrówkę świata. Bardzo popularna historia, prawda? Jednak w tamtym czasie zaczynały mi się powoli kształtować cechy, które miały spory, by nie powiedzieć największy, wpływ na to, jak wyglądają moje zdjęcia teraz.
S.K.: Co w fotografii najbardziej Cię cieszy?
M.B.: Ta radość, że za czterdzieści lat sprawie sobie piękny, w grubej oprawie album, do którego powsadzam najczulsze zdjęcia ludzi, którzy dużo znaczyli dla mnie lub nie ma ich wśród nas. Taki mały cmentarzyk uśmiechów, po to, by czasami zaszyć się z nim na ogrodzie i popłakać ze szczęścia.
S.K.: Podobno nic nie rodzi się z pustki, a wszystko opiera się na – choćby minimalnej, ale jednak – inspiracji. Co Cię najbardziej inspiruje?
M.B.: Przede wszystkim ludzie. Emocje i to, jak je wyrażają. To, jak się komunikują ich ciała. Lubię badać zależności. A na drugim miejscu stoi sztuka piękna, proza, muzyka.
S.K.: Kogo określiłabyś mianem autorytetu? Fotograficznego, życiowego…
M.B.: Autorytetem fotograficznym i trochę życiowym jest dla mnie Joy Firebrace. A moim totalnie życiowym przewodnikiem jest Budda.
S.K.: Marta Bogunia poza szałem fotografowania. Czym się zajmujesz, co porabiasz, kiedy nie pastwisz się nad aparatem? (śmiech)
M.B.: Uwielbiam podróżować, chcę oddać temu całą młodość. Kocham otaczać się sztuką — tą pisaną i tą bardziej wizualną — przez co niemało czasu poświęcam na gmeranie długopisem w swoim szkicowniku czy pędzlem po płótnie. Swego czasu jeszcze do ulubionych zajęć należało żeglarstwo i parę innych sportów.
S.K.: Sesje, ludzie, przygody… Czy jest coś, co najmocniej zapadło Ci w pamięć podczas zajmowania się fotografią?
M.B.: Tak, najbardziej ekscytującym momentem podczas fotografowania było spadanie z drzewa wraz z całym osprzętowieniem . Na szczęście wylądowałam w krzaku róż (śmiech).
S.K.: Tylu ludzi wkoło, niemal każdy z nich posiada – często dobry – aparat. Psucie rynku? Uwalnianie pasji? A może jeszcze coś innego? Co myślisz o tak mocnym spopularyzowaniu fotografii?
M.B.: Kiedyś bardzo irytował mnie ten problem, lecz na chwilę obecną bardziej przejmuję się ociepleniem klimatu niż takimi pierdołami. Zawsze będzie na tym świecie ktoś, kto będzie chciał być lepszy, piąć się wyżej niż my. Potrzeba w życiu też trochę samokrytyki, bo jednak większość z nas zaczynała podobnie, no nie? W środowisku fotograficznym, szczerze mówiąc, mało znam osób, które dopiero po odpowiednich kursach i paru miesiącach pracy dorobiły się półprofesjonalnego sprzętu. A też trzeba pamiętać, że jeśli się zna na tej sztuce, to dobry aparat można mieć nawet za 50 czy 100 złotych!
S.K.: Co mogłabyś określić mianem swojego dotychczasowego największego osiągnięcia?
M.B.: Mało mam wyróżnień, prawie w ogóle nie posyłam prac na konkursy. Jestem już drugi rok w trakcie pewnego projektu fotograficznego i jeśli go skończę przed 25 urodzinami, będzie to dla mnie chyba największe osiągnięcie, jakie mogę na chwilę obecną przewidzieć.
S.K.: Wiążesz swoją przyszłość z fotografią?
M.B.: Zdecydowanie nie. Tak jak odpowiedziałam Ci na samym początku: fotografia jest moim lekiem na codzienność. A leki czasami trzeba odstawić, prawda?
M.B.: Uwielbiam podróżować, chcę oddać temu całą młodość. Kocham otaczać się sztuką — tą pisaną i tą bardziej wizualną — przez co niemało czasu poświęcam na gmeranie długopisem w swoim szkicowniku czy pędzlem po płótnie. Swego czasu jeszcze do ulubionych zajęć należało żeglarstwo i parę innych sportów.
S.K.: Sesje, ludzie, przygody… Czy jest coś, co najmocniej zapadło Ci w pamięć podczas zajmowania się fotografią?
M.B.: Tak, najbardziej ekscytującym momentem podczas fotografowania było spadanie z drzewa wraz z całym osprzętowieniem . Na szczęście wylądowałam w krzaku róż (śmiech).
S.K.: Tylu ludzi wkoło, niemal każdy z nich posiada – często dobry – aparat. Psucie rynku? Uwalnianie pasji? A może jeszcze coś innego? Co myślisz o tak mocnym spopularyzowaniu fotografii?
M.B.: Kiedyś bardzo irytował mnie ten problem, lecz na chwilę obecną bardziej przejmuję się ociepleniem klimatu niż takimi pierdołami. Zawsze będzie na tym świecie ktoś, kto będzie chciał być lepszy, piąć się wyżej niż my. Potrzeba w życiu też trochę samokrytyki, bo jednak większość z nas zaczynała podobnie, no nie? W środowisku fotograficznym, szczerze mówiąc, mało znam osób, które dopiero po odpowiednich kursach i paru miesiącach pracy dorobiły się półprofesjonalnego sprzętu. A też trzeba pamiętać, że jeśli się zna na tej sztuce, to dobry aparat można mieć nawet za 50 czy 100 złotych!
S.K.: Co mogłabyś określić mianem swojego dotychczasowego największego osiągnięcia?
M.B.: Mało mam wyróżnień, prawie w ogóle nie posyłam prac na konkursy. Jestem już drugi rok w trakcie pewnego projektu fotograficznego i jeśli go skończę przed 25 urodzinami, będzie to dla mnie chyba największe osiągnięcie, jakie mogę na chwilę obecną przewidzieć.
S.K.: Wiążesz swoją przyszłość z fotografią?
M.B.: Zdecydowanie nie. Tak jak odpowiedziałam Ci na samym początku: fotografia jest moim lekiem na codzienność. A leki czasami trzeba odstawić, prawda?
Chcesz zobaczyć więcej prac Marty? Możesz to zrobić, klikając TU
Bardzo fajny blog, oraz ciekawy post;)
OdpowiedzUsuń