niedziela, 18 sierpnia 2013

Zajafkowy Szał Ciuchowy. Swap Party. Jak było?






4 sierp­nia w biel­skiej Zajafce miała miejsce kole­jna impreza w ramach cyk­licznych swapów, którą współorganizowałam. Tym razem wymi­ana ubrań i dodatków odbyła się pod szyl­dem Zajafkowego Szału Ciu­chowego, a przyświecało jej hasło: „Sekrety szaf wyjdą na jaw”. I rzeczy­wiś­cie — pomimo żaru, lejącego się z nieba — na imprezę licznie staw­ili się pasjonaci zabaw modą, a także ci, którzy do rzec­zonej szafy chcieli po prostu „wpuś­cić” coś nowego i nietypowego ;-)


4 sierp­nia, o wyz­nac­zonej godzinie, do lokalu zaczęły schodzić się grupki ludzi z najroz­mait­szymi bagażami. Niek­tórzy zad­owalali się kilkoma rzeczami, w których z jakichś powodów nie chodzą, inni przy­tachali ze sobą wielkie wal­izki :-) Wielu „weter­anów” miało własne sto­jaki na ubra­nia, inni radzili sobie z pomocą wiesza­ków, dostar­c­zonych przez lokal, lub ele­men­tów wys­troju (sto­liki, sofy, para­pety, rurki… — wszystko poszło w ruch!). Na kilka godzin pub zamienił się w sty­lowy bazar, po którym krążono w poszuki­wa­niu ciekawych ciuchów, tore­bek, biżu­terii. Każde miejsce zostało szczel­nie zapełnione — było w czym wybierać.


Swapowi towarzyszyły wys­tawy fotografii. Zdję­cia można było oglą­dać na pię­ciu telebi­mach wewnątrz Zajafki. Swoje prace zaprezen­towali Wik­to­ria Mędrek, Gabriela Kap­turkiewicz i Andrzej Kubica. Można było także obe­jrzeć fotografie, przed­staw­ia­jące biel­ską modę ulicy oraz wybrane zdję­cia z „Cudzołożnicy” — projektu Agaty Opary, w którym pokazuje ona, na czym w ciągu kilku lat zdarzało się jej spać.
Osoby, biorące udział w wymi­anie, mogły bawić się przy muzyce DJa PP i chłodzić z pomocą drinków i lodu. Muffinki i cukierki były lekką przekąską na wyjątkowo ciepłe popołud­nie, nato­mi­ast konkurs z upominkami od Broshki i Szafy.pl był miłym dodatkiem do całości. Swapowi patronowali Bielsko.Biała.pl , Bab­skie Biel­sko , Bab­ska Sile­sia. Natomiast piękny plakat Zajafkowego Szału Ciuchowego wykonał Arka­diusz Kaczyński /​Out­line Design


czwartek, 8 sierpnia 2013

Gabriela


Gabriela to pasjonatka marynarskiego stylu pod każdą postacią. Widzimy więc granatowe spodenki ze srebrnymi guziczkami i nieco wyższym stanem, bluzkę w paski, a także bawełnianą torbę z kotwicą. Całości dopełniają stalowoniebieskie paznokcie i wisior. Bardzo przyjemny morski total look w górskim mieście ;-)



wtorek, 6 sierpnia 2013

People with Passion: Mateusz Moskal / Monono

Tak, jak niedawno zapowiadałam, w naszym sympatycznym dziale ,,People with Passion” będzie się pojawiać więcej reprezentantów męskiego świata. Dalej jednak pozostajemy w temacie lokalno-twórczym, pamiętając przy okazji, że tą ,,lokalnością” równocześnie mogą się charakteryzować osoby, które obecnie mieszkają na drugim końcu świata ;-) Twórczość natomiast to działka bardzo szeroka. Dziś skupimy się na modzie, wędrując przez nadchodzące trendy i poznając twórcę polskiego odpowiednika skandynawskiego monodresu. Notka dla niewtajemniczonych: monodres to zgrabne połączenie spodni i bluzy, które może przybierać różne formy i kolory. Zapraszam!

Prometeusz wykradł bogom ogień i podarował go ludziom. Mateusz Moskal nie musiał posuwać się do tak drastycznych działań, by sprezentować Polakom monodres. W tym celu stworzył Monono – markę, która jest wypadową zamiłowania do wyluzowanego stylu życia i zauroczenia pewnym monodresem, napotkanym w Turcji… Projekt Moskala, pochodzącego z okolic Bielska, jest o tyle nowatorski, że na polskim gruncie niemal w ogóle nie mieliśmy z nim do czynienia. Specyficzny dres pokochali Skandynawowie. Jak na nowinkę reagują Polacy? Z Mateuszem rozmawiam o powodach powstania Monono, o radości, jaką czerpie z kreowania marki i produktu, o Bielsku-Białej, o ludziach, którzy chcą nosić monodres, i o tych, którzy nie chcą.

Sylwia Kruczek: Intryguje mnie, dlaczego to właśnie Bielsko, a nie Warszawę, wybrałeś na miejsce swojej działalności.
Mateusz Moskal: Jestem mocno zżyty z Bielskiem. Nie widzę potrzeby, żeby opuszczać to miejsce i działać w Warszawie. Tym bardziej, że dresy są dla mnie na razie dodatkowym zajęciem, realizacją pasji, marzeń i ambicji. Poza tym Bielsko jest coraz częściej doceniane przez ludzi z zewnątrz, choćby właśnie z tej Warszawy, za to, że jest klimatyczne. Społeczność, z którą mamy tu do czynienia, jest mała, ale bardzo wrażliwa. Swoją drogą, mój dziadek był włókiennikiem, więc myślę, że historia Bielska jako miasta włókienniczego w jakimś stopniu się odradza. Myślę, że właśnie to trzeba celebrować.

S.K.: Bielsko ma to do siebie, że na jego terenie działa sporo osób, często młodych i ambitnych, które nie chcą się stąd wyprowadzać.
M.M.: Inspirują mnie właśnie osoby z Bielska, którym się udaje, które tworzą coś, a rozgłos zyskują nie tylko lokalnie, ale też w całej Polsce, na świecie. Dodaje mi to energii, pozytywnie nastawia. Staram się iść tą drogą. Nie tylko w Warszawie można coś osiągnąć, ale i u nas się to udaje.

S.K.: Dlaczego dresy?
M.M.: Kiedy się natknąłem na taki ciuch, na ten rodzaj dresu, od razu się zakochałem. Co prawda była to turecka podróbka oryginalnego norweskiego One Piece’a, ale się zakochałem, kupiłem i cały czas w nim chodziłem. Zacząłem drążyć temat: skąd to jest, co to jest, czy ktokolwiek to zna? Okazało się, że w krajach skandynawskich panuje na tym punkcie totalny szał, monodresy są modne. Będąc zakochanym, zapragnąłem, by przenieść ten trend na nasz grunt. Okazało się jednak, że zaporową kwestią jest cena.

S.K.: Dla wielu Polaków, nawet tych pracujących, może się ona faktycznie okazać problemem.
M.M.: Tak. Dresów marki One Piece nie kupisz za mniej niż 150 euro. Poczułem się wtedy jak Prometeusz, który chce dać ludziom ogień. Zrozumiałem, że nigdy Norwegowie czy Szwedzi nie będą chcieli wprowadzać w Polsce swoich dresów na większą skalę, bo ze swoją ceną się u nas nie przebiją. Pozostaje więc niezagospodarowana nisza, do której można wprowadzić coś nowego. Postanowiłem, że podejmę się tego zadania, spróbuję. Powstało Monono.

S.K.: Nazwa sporo zdradza.
M.M.: Kwestia nazwy była od początku problematyczna. Nie przepadam za niektórymi określeniami jednoczęściowego dresu, jakie można napotkać. Nie lubię dresiku, piżamki, nie lubię śpiocha i kombinezonu. W piżamce kładziesz się spać, śpioch w kontekście dorosłych brzmi śmiesznie, kombinezon nasuwa skojarzenia z ubraniem roboczym. Ciekawym określeniem jest monodres, choć tak naprawdę wciąż poszukuję jeszcze bardziej adekwatnej nazwy. Co do Monono zaś, to z kolegą – designerem i grafikiem – zastanawialiśmy się nad najbardziej odpowiednią nazwą. Stwierdził, że takie rzeczy najczęściej powstają na zasadzie żartu. Czyli, na przykład, nagle się śmiejemy i rzucamy ,,Monono”. Na co ja, że może to i żart, ale taki głupi to on nie jest, bo brzmi bardzo dobrze.

S.K.: Bardzo plastycznie i zgrabnie. Gratuluję udanego żartu (śmiech).
M.M.: Nazwy wielkich marek są dla nas całkowicie naturalne, bo słyszeliśmy i widzieliśmy je tysiące razy. Kiedy chcemy wejść na rynek z nową marką i nazwą, jest to trudne. Ja sam przeszedłem długą drogę, zanim się oswoiłem z Monono, zacząłem to czuć. Podobnie z logo. 

S.K.: Zastanawia mnie, jaki będzie oddźwięk, jakie jest faktyczne zapotrzebowanie polskiego społeczeństwa na monodres. Skandynawowie ubierają się w specyficzny sposób, lubią dresy, jest u nich trochę chłodniej, mają inną mentalność. A co nas, Polaków, skłoni do zakupu monodresu?
M.M.: Wieki temu moda z Zachodniej Europy przychodziła do nas po stu, stu pięćdziesięciu latach. Obecnie jest podobnie, choć ten czas oczywiście jest krótszy. Kiedy tam coś się już opatrzy, jest znormalizowane, to u nas – wpatrzonych mocno w Zachód – zaczyna się dopiero pojawiać. Nie inaczej może być z dresami. Obecnie nastąpił fajny moment, kiedy tam już się one sprawdziły, a teraz pojawią się u nas, wejdą na stałe do naszych szaf i stylu ubierania. Co do mentalności zaś, to chyba żaden Polak nie czuje się gorszy od choćby Anglika. Nikt nie chce być gorszy, obecnie już bez kompleksów podążamy za nowinkami.  

S.K.: Z drugiej strony jednak popatrz na ilość hejterów, osób, które narzekają na wszystko i potępiają każdą nowość. Ekstrawagancja powyżej pewnego poziomu prowokuje niewybredne komentarze, śmiech, a nawet agresję.
M.M.: Zaskoczyły mnie pierwsze reakcje na prototypy monodresów Monono. Mojej mamie szalenie się podobały, a nastolatki i osoby w naszym wieku kręciły nosami, mówiąc, że to nie ma szans, że to nie jest znana marka. Ale to właśnie jest dla mnie piękne, bo tworzę historię, tworzę markę od podstaw. Bardzo mnie to cieszy, inspiruje, napędza mnie niesamowicie. Kiedy byłem nad morzem i założyłem dres, niektórzy ludzie wręcz wybuchali śmiechem na mój widok. W Bielsku jeszcze mi się nie zdarzyła taka sytuacja. Przyznam, monodres zaskakuje, kiedy ktoś widzi go pierwszy raz. Wtedy nastawia się albo pozytywnie, albo negatywnie.

S.K.: Monono to tylko materiały, ujęte w formę, czy również coś innego?
M.M.: Jest wokół Monono pewna otoczka, filozofia. To sposób bycia, wyrażany poprzez strój. Co go charakteryzuje? Luźne podejście do życia i pasja. Chęć, by po całym dniu pracy zrzucić krępujący ruchy garnitur i wskoczyć w coś bardzo wygodnego. Chęć, by nie musieć kombinować codziennie z tysiącem ubrań i modnych zestawień. Monodres można wręcz nazwać ciuchem kryzysowym: chodzisz w nim, śpisz, jesz, pracujesz i starcza na cały tydzień (śmiech). W dodatku jest od naszego rodzimego Monono.

S.K.: Myślę, że ten czynnik – polskość marki – jest teraz jednym z decydujących, jeśli chodzi o kupowanie designerskich ubrań od projektantów.
M.M.: Przede wszystkim nie czuję się projektantem mody i nie chcę być tak postrzegany. Moda z pewnego punktu widzenia jest sztuką, jest plastyczna, pełna artyzmu. Nie chciałbym podchodzić do moich dresów jak do dzieła sztuki. Ocierałoby się to o śmieszność. Czuję się bardziej jak Prometeusz – w mojej wersji daje on ludziom fajny ciuch. Równocześnie chciałbym się nieco oddalić od skandynawskich prototypów monodresu, gdzie dominuje unisex.

S.K.: Dlaczego nie chciałeś pozostać przy tamtych podziałach, a raczej ich braku?
M.M.: Monono jest tak naprawdę uproszczeniem ubrania, ale trzeba uważać, by z tym upraszczaniem nie przesadzić. Kobiety mają zupełnie inną sylwetkę niż mężczyźni, mają inne potrzeby. Lepiej czują się w ubraniach obcisłych, mężczyźni wolą coś luźniejszego. W uniwersalnym dresie kobieta będzie wyglądać jak w worku, dlatego dążę do personalizacji oferty Monono. Drugą kwestią jest materiał. Nie przepadam za poliestrem, mam na niego wręcz uczulenie. Preferuję bawełnę z lycrą. Od początku zresztą eksperymentowałem i dopracowywałem prototypy, odpowiednie dla płci.

S.K.: Monodresy, czy coś jeszcze? Jak wygląda przyszłość Monono?
M.M.: Całość traktuję w kategoriach ewolucji. Wszystko się rozwija i tak właśnie będzie z Monono. Jedyne, czego wolałbym uniknąć, to zaszufladkowanie, a jest ono nieuniknione, kiedy zdecyduję się np. na nadruki lub współpracę z jakimiś wybranymi środowiskami. Chcę być uniwersalny, więc na razie rezygnuję z takich działań.

S.K.: Komu dedykujesz to, co tworzysz?
M.M.: Osobom między siedemnastym a czterdziestym rokiem życia. Swobodnym pasjonatom na luzie, którzy jednocześnie cenią sobie podążanie za trendami. Lekko ekstrawaganckim i odważnym.

Markę Monono i unikatowe polskie monodresy możecie znaleźć tu: facebook.com/monono.fashion.