wtorek, 23 kwietnia 2013

People with Passion: Małgorzata Kanik / Megi Blue

Kocha muzykę i szuka w niej prawdy. Śpiewa i umiejęt­noś­cią tą próbuje obdarzać i zarażać także innych pod­czas prowad­zonych lekcji. Tworzy niebanalną, sutas­zową (i nie tylko!) biżu­terię. Zaczęła też przy­godę z pro­jek­towaniem ubioru, bo początkowo chci­ała jeszcze lep­iej wyek­sponować swoje naszyjniki na tle ele­ganc­kich i sub­tel­nych sukienek. Rozpoczęła również swoje nowe przedsięwzięcie, jakim jest agencja Imperium Rozrywki. Mał­gorzata Kanik zde­cy­dowanie nie może narzekać na nudę. A tyle jeszcze do zro­bi­enia! W końcu młoda artys­tka z Bielska marzy o nagra­niu płyty z autorskimi piosenkami…

Syl­wia Kruczek: Jak zaczęła się Twoja przy­goda ze śpiewaniem?
Mał­gorzata Kanik: Intere­sowałam się nim od zawsze. Kiedy miałam kilka lat, dzi­adek kupił radio­mag­neto­fon, kupował kasety, a ja słuchałam piosenek dla dzieci — Majki Jeżowskiej, małej Natalii Kukul­skiej i innych wykon­aw­ców. Pewnego dnia odkryliśmy wspól­nie funkcję nagry­wa­nia i coś sobie tam zaczęłam nucić, coś próbowałam śpiewać, a dzi­adek to reje­strował. To była świetna zabawa! Do dzisiaj mam pier­wsze nagra­nia! Już będąc dzieck­iem często wraz z moimi sios­trami i koleżankami z pod­wórka przy­go­towywałyśmy teatrzyki i kon­certy dla sąsi­adów z okol­icy. Zresztą moje siostry również do dzisiaj związane są z muzyką. Zaczęło się więc od tego. Codzi­en­nie śpiewałam w domu, dzień bez zaśpiewa­nia kilku piosenek był dniem stra­conym. Kiedy bolało mnie gardło, byłam nieszczęśliwa. W okre­sie gim­nazjum często słuchałam radia, coś podśpiewywałam, a mama pytała, czy odro­biłam już zadanie. Nie dowierzała, że można równocześnie uczyć się his­torii i śpiewać (śmiech). Zawsze starałam się jak najszy­b­ciej prze­r­o­bić mate­riał, żeby mieć więcej czasu na śpiewanie. Zamykałam się w pokoju i pow­tarza­łam utwory Celine Dion, Whit­ney Hous­ton. Później słuchałam już wszys­tkiego. Nie chci­ałam zamykać się w jed­nej muzy­cznej styl­istyce. Kiedy czułam prawdę w muzyce, emocje i serce wokalisty, zawsze mi to imponowało i przenosiło do innego świata. Chci­ałam, by taka prawda była też w moich piosenkach. Chci­ałam kon­cer­tować, nagrać własny materiał. 

S.K.: Prowadzisz obec­nie lekcje śpiewu. Jak wygląda praca z osobami, które mają prze­cież bardzo różne predyspozycje?
M.K.: Po pier­wsze nie jest tak, że są osoby, które nie powinny śpiewać. Śpiew daje nam wiele radości i powinien to robić każdy, jak najczęś­ciej. Owszem, osoba, która chce wys­tępować pub­licznie, powinna posi­adać predys­pozy­cje, ksz­tał­cić się muzy­cznie. Zdarzają się osoby, które śpiewają nie do końca czysto i nie są przyj­mowane do szkół muzy­cznych, ale poprzez sys­tem­aty­czną pracę, ćwiczenia, słuchanie odpowied­niej muzyki da się to zmienić w wielu przy­pad­kach. Z cza­sem okazuje się, że taka osoba może całkiem poprawnie i przyz­woicie zaśpiewać, nikt jej nie wyśmiewa i pod­czas rodzin­nych imprez może śmiało kon­cer­tować. Może nie zostanie gwiazdą, ale będzie śpiewała czysto. Uczę także osoby, które mają więk­sze predys­pozy­cje i nie trzeba dopra­cowywać tak wielu rzeczy, można sku­piać się na doskonale­niu tech­niki wokalnej, pra­cować nad barwą, uczyć się inter­pre­tacji tek­stu, przekazy­wa­nia emocji, odpowied­niego zachowa­nia na sce­nie, odpowied­niego odd­echu tak ważnego w śpiewa­niu. Min­i­mum dwa razy w roku orga­nizuję kon­certy uczniów, na których mogą sprawdzić się na sce­nie, ucząc się równocześnie wal­czyć z tremą.

S.K.: Kończyłaś Studium Aktorskie i Muzy­czne w Biel­sku. Co jeszcze robiłaś w tym kierunku jeżeli chodzi o naukę?
M.K.: Od wielu lat uczęszczam na pry­watne lekcje. Zaczy­nałam w Domu Kul­tury w Lip­niku, gdzie miałam zaję­cia z nauczy­cielem, Janem Wierzbicą. Oczy­wiś­cie brałam też udział w licznych warsz­tat­ach muzy­cznych. Uważam, że na nich wiele można się nauczyć. Poszuki­wałam też kole­jnych nauczy­cieli, gdyż każdy ma indy­wid­u­alne pode­jś­cie do ksz­tałce­nia wokalistów. Moją obecną nauczy­cielką jest Beata Raszkiewicz — śpiewaczka, która kon­cer­tuje na całym świecie i śpiewała m.in. w oper­ach. Dzięki niej nadal mogę się rozwi­jać muzy­cznie. Chci­ałabym uczyć się śpiewu, doskon­alić się przez całe życie.

S.K.: Czy jest coś, co możesz uznać za swój doty­chcza­sowy najwięk­szy sukces?
M.K.: Jeśli chodzi o muzykę, to wydanie płyty z kolę­dami. Zresztą to od kolęd zaczy­nałam śpiew. Planuję również nagranie płyty z moimi włas­nymi kom­pozy­c­jami. Chci­ałabym, by ukazała się końcem roku.

S.K.: Sama piszesz teksty?
M.K.: Tak. Na początku myślałam, że komuś to zlecę, ale jest to jed­nak bardzo oso­bista rzecz. W obcych tek­stach cią­gle coś mi nie grało, chci­ałam je zmieniać. Pisały je inne osoby, więc ja nie mogłam czuć dokład­nie tego, co one. Inspiracje do włas­nych tek­stów czer­pię z włas­nych przeżyć i prze­myśleń. Przez to, że są one takie oso­biste, jeszcze lep­iej mi się je śpiewa. Może nie będą to tek­sty z najwyższej półki, może nie jestem najlep­szym pis­arzem, ale będzie to coś mojego. W końcu poprzez piosenki przekazuję pub­liczności pewną energię, którą ona mi odd­aje w postaci zadowolenia.

S.K.: Mówiłaś, że nie lubisz zamykać się w jed­nym gatunku muzy­cznym. Ale czy są takie, za którymi nie przepadasz? W których nie czu­jesz „prawdy”?
M.K.: Nie przepadam za krzy­czanymi utworami. Oczy­wiś­cie każda muzyka może być wyko­nana na dobrym poziomie i każda może być na bez­nadziejnym. Nawet disco polo może być świet­nie zaśpiewane. Ale mimo wszys­tko trochę mnie męczy słuchanie wokalistów zdzier­a­ją­cych sobie gardła. To oczy­wiś­cie jest jakiś rodzaj artyzmu i ekspresji, ale uważam, że w piosence powinna wys­tępować również cisza, chwila na reflek­sję, zad­umę, wspom­nie­nie. Każdy szuka w muzyce czegoś innego.



S.K. Czym jest dla Ciebie muzyka?
M.K.: Muzyka jest oceanem, ogromną przestrzenią, w której ludzie mogą przekazy­wać emocje. Twórcy muzyki dzielą się nimi ze słuchaczami, a słuchacze przekazują swoją energię wykonawcom.

S.K.: Co Cię inspiruje i pociąga najbardziej?
M.K.: Dobra muzyka z dobrą dawką energii muzy­cznej. Lubię jazz, dobry pop, piosenkę aktorską, bo tam każdy utwór może być zupełnie inny. Lubię muzykę instru­men­talną, soul, bluesa, rocka, pol­skie zespoły epoki big beatu… Lubię różné rzeczy, byle by były na dobrym poziomie.

S.K.: Co jest Twoim najwięk­szym marze­niem, planem do spełnienia na najbliższy czas?
M.K.: Nagranie solowej płyty. Takiej, z której będę zad­owolona. A także orga­ni­zowanie pokazów mody i tworze­nie biżu­terii – chci­ałabym podzi­ałać coś więcej w tym kierunku. Założyłam firmę Megi Blue w zeszłym roku — zaj­muje się ona sprzedażą biżu­terii, sukienek.. Marzę także o podróżowaniu.

S.K.: Biżu­te­ria, moda… Skąd takie pasje pojaw­iły się w Twoim wypełnionym muzyką świecie?
M.K.: To było około trzech lat temu. Moja koleżanka zaczęła tworzyć biżu­terię, a ja miałam dość trudny czas w życiu oso­bistym i potrze­bowałam wyciszenia. To ona pokazała mi tech­nikę sutaszu. Zaczęłam tworzyć biżu­terię dzień i noc — i tak przez kilka tygodni. Byłam zestre­sowana, a to mnie uspoka­jało, wyciszało. Z inną koleżanką pojechałyśmy nad morze i sprzedałyśmy więk­szość tych prac. Jak sobie je teraz przy­pom­i­nam i porównuję do dzisiejszych, to nie mogę uwierzyć, że tamte się sprzedały. Po powro­cie postanow­iłam zająć się tym na poważnie. Kupowałam tuto­ri­ale, oglą­dałam filmiki na YouTubie, szukałam inspiracji. Biżu­terię zaczęli kupować moi zna­jomi, później zna­jomi zna­jomych. Poz­nałam inne tech­niki. Zain­spirowałam się zagranicznymi twór­cami, którzy zaczęli tworzyć biżu­terię z zamków. Zaczęłam tworzyć swoje wzory. Kiedy orga­ni­zowałam pier­wszy pokaz swo­jej biżu­terii, pomyślałam, że w zasadzie skoro mam w głowie wizję ubrań, które pasowałyby do naszyjników i bran­so­letek, to mogłabym również je stworzyć. Posi­adam obec­nie ele­ganckie, proste sukienki, na których moja biżu­te­ria bardzo ładnie wygląda. Tworzy całość.

S.K.: Sutasz stał się w Polsce bardzo pop­u­larny. Jed­nak część dostęp­nych u nas naszyjników, kol­czyków czy bran­so­letek nie jest najwyższej jakości. Na co musimy zwracać uwagę, kiedy kupu­jemy sutas­zową biżuterię?
M.K.: Jeśli komuś wiz­ual­nie się podoba, to nie ma sprawy. Jed­nak jeśli ktoś patrzy na jakość, to musi zwró­cić uwagę na sznurki, z których została wyko­nana. Często robi się to teraz z chińs­kich sznurków, a nie, jak należałoby, z jed­wabiu. Tanie wer­sje „chińskie” są sprzedawane często również w cenach wer­sji lep­szych. Jeśli chodzi o kol­czyki, to obie sztuki powinny być iden­ty­czne. Wszys­tko musi być równo uszyte, a sutasz nie kle­jony do szkiełek. Jedynie tył może być pod­kle­jony skórką lub fil­cem. Nic nie może odpadać. Jako Megi Blue nie tworzę również masowych pro­duk­tów. Zwykle są one w poje­dynczych lub nielicznych egzem­plarzach, a wciąż wymyślam nowe wzory, by nic się nie powielało.

Megi Blue — biżu­terię i pro­jekty Mał­gorzaty Kanik można zobaczyć i kupić TUTU.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Miło, że zajrzałaś/eś. Będzie mi bardzo przyjemnie, jak zostawisz komentarz. Oczywiście te chamskie i wulgarne będą usuwane ;-)