Plecak w formie klatki dla ptaków? Własnoręcznie naszywane
aplikacje, inspirowane podróżami kosmicznymi i otaczającym nas
wszechświatem, zgłębianym przez teleskop Hubbla? A może totalnie
szalone i bogato zdobione kamizelki? Magda Pogorzelska mówi im „tak!”
i z pasją tworzy. W kreowaniu marki Goes To M pomaga jej cała
rodzina i wielopokoleniowe doświadczenia krawieckie. Mariaż
tradycyjnie porządnego wykonania i wspaniałych, totalnie
zakręconych aplikacji i form skutkuje czymś, co jest niebanalne
i pozyskuje wciąż nowych miłośników. Magda
Pogorzelska opowiada nam o licznych inspiracjach, początkach Goes To M i
jej miejscu w świecie mody.
Sylwia
Kruczek: Jak zaczęła się Pani przygoda z projektowaniem i szyciem?
Czy to kwestia kilku ostatnich lat, czy może szyła Pani już dużo
wcześniej?
Magda Pogorzelska: Myśl
o projektowaniu, szyciu, tworzeniu zrodziła się w mojej głowie już
dawno temu, ale bardzo długo dojrzewała. Po wielu życiowo-naukowych
perturbacjach rozpoczęłam naukę na kierunku Wzornictwo i po dwóch
latach studiowania poczułam, iż pora wyciągnąć moje pomysły na
światło dzienne. Nie byłoby to możliwe gdyby nie moja rodzina
i najbliżsi przyjaciele , którzy umożliwili mi utworzenie marki
i wkładają w to swój czas i serce — tak naprawdę to oni razem ze mną
stoją za nazwą GOES TO M. Nigdy nie będę w stanie im za to należycie podziękować.
S.K.: Co jest najistotniejsze podczas procesu tworzenia ubrań i akcesoriów Goes To M? Jak on przebiega?
M.P.: Podczas procesu tworzenia jakichkolwiek produktów GOES TO
M najważniejsza jest inspiracja, pomysł. Aplikacja jest dla mnie
punktem wyjścia. Najpierw powstaje projekt, szkic lub udrapowany
materiał.Później przychodzi pora na dobranie tkaniny, skonstruowanie
wykroju i odszycie idealnego prototypu. Moje krawcowe, w tym mama
i babcia, pomagają pomysły przełożyć na rzeczywistość, doradzają,
zauważają błędy w wykrojach. GOES TO
M to nowoczesna marka, ale podstawą jest dla mnie wiedza
i doświadczenie „starszyzny”. Oprócz projektu najważniejszy jest dla
mnie moment nakładania aplikacji – robię to zupełnie sama, opracowaną
przez siebie techniką. Produkty szyte ręcznie, czy to na domowej
maszynie czy za pomocą igły i nitki, jeśli zajdzie taka potrzeba. Każdy
egzemplarz, nawet powielany, jest wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju,
a wykorzystane do niego tworzywa różnią się pomiędzy sobą.
S.K.: Czym się Pani inspiruje? Czy są jakieś fasony, materiały, kolory, które są Pani szczególnie bliskie?
M.P.: Inspiruję się otaczającym mnie
światem i robię to dosłownie. Jeśli jakiś przedmiot czy fragment
natury wzbudzi mój podziw, to wykorzystuję go w swoich projektach
w takiej formie w jakiej istnieje, staram się go nie przekształcać
i nie szukać form abstrakcyjnych. Nie skupiam się na kolorach,
odbieram je takimi, jakim są! Tkanina jest dla mnie ważna, do moich
projektów wykorzystuję materiały, których pochodzenie mogę
sprawdzić – bawełnę, wełnę, kaszmir, angorę. Staram się unikać
materiałów syntetycznych, chyba, że projekt rzeczywiście tego
wymaga. Lubię rzeczy z historią. Ostatnio znalazłam w hurtowni
dzianinę o wzorze, który przypomina dresy z lat 90-
tych i prawdopodobnie został wtedy wyprodukowany – uszyłam z niego
kamizelkę w stylu indiańskim. Lubię wracać do korzeni szycia, do tego
luksusowego krawiectwa np. poprzez użycie w obszywaniu aplikacji
nici ze 100% jedwabiu czy szlachetnych dodatków m.in. naturalnych pereł .
S.K.: Gdyby miała Pani wskazać kilku projektantów, którzy według Pani są znakomici, to kto by to był?
M.P.: Mam swoją świętą trójcę
projektantów , którzy tworzyli podobnie wesołe, nieco kiczowate
twory jakie obecnie ja próbuję pokazać – Franco Moschino, Gianni
Versace i Elsa Schiaparelli. Ta ostatnia postać to dla mnie
projektantka wszechczasów, niedościgniony ideał.
M.P.: Życie nauczyło mnie, żeby nigdy
nie mówić nigdy. Nie przepadam za minimalizmem,dress codem, zasadami.
Nie wyobrażam sobie siebie projektującej i szyjącej garnitur czy
koszulę., wykonującej np. sukienkę na zamówienie pod konkretnego
klienta – chyba, że da mi całkowitą wolność.
S.K.: Goes To M dynamicznie się rozwija – co jest, do tej pory, Pani największym osiągnięciem jeśli chodzi o tę markę?
M.P.: Samo powstanie marki jest do tej
pory największym osiągnięciem! Tworzenie marki modowej w Polsce
wymaga dużych nakładów finansowych, dobrego pomysłu i odwagi! Wokoło
mnóstwo marek odzieżowych i domorosłych krytyków mody, niełatwo
odnaleźć się w tym świecie. Ten mały — duży sukces, tak jak
wspominałam wcześniej, zawdzięczam bliskim.
S.K.: W jakim stopniu może Pani konkurować z popularnymi
sieciówkami i czy w ogóle chciałaby Pani takiej konkurencji? Czy rzeczy
Goes To M nie mają być raczej czymś masowym, dostępnym dla wszystkich?
M.P.: Sieciówki nie są dla mnie konkurencją i nie widzę na rynku jakiejś konkretnej dla GOES TO
M. Cały świat mody to dla mnie konkurencja. To jest marka, którą się
albo pokocha, albo znienawidzi. Nie jest alternatywą dla niczego, po
prostu jest — dla tych, którzy będą jej potrzebowali. Tworzę to, co
podpowiada mi intuicja, nie pod kogoś czy w związku z jakimś
trendem – chcę, żeby moi klienci sami je kreowali. Każdy projektant
marzy o tym, aby jego projekty były produkowane masowo, ja także, ale
nie myślę o tym na chwilę obecną.
S.K.: Niektórzy mówią, że polska moda, polski przemysł
odzieżowy nie jest w najlepszej kondycji. Co Pani o tym myśli? Czy
młode marki, marki hand made’owe, mogą być odpowiedzią na ten kryzys?
M.P.: Moim zdaniem polski przemysł ma
się dobrze właśnie dzięki temu, że powstaje tyle świeżych,
interesujących marek odzieżowych. Prowadzę dział Style w magazynie
Mondaine, więc oprócz projektowania zajmuję się modą na papierze,
obserwuję tą branżę i z tego co widzę, w polskiej modzie dzieje się
dużo – coraz więcej czasu antenowego czy miejsca w prasie poświęca się
polskim twórcom. Coraz wyżej stawia się poprzeczkę, czemu nie wszyscy
potrafią sprostać, stąd negatywne komentarze. Potrzeba grubej skóry,
żeby móc się temu oprzeć.
S.K.: To, co najchętniej wybierają ludzie, widać na ulicach.
Czy zdarza się Pani podpatrzyć coś podczas poruszania się po
mieście?
M.P.: Oczywiście, to ulica dyktuje
nam co jest modne, co się sprzedaje. Czasami widzę na ulicy kilka osób
w tej samej rzeczy i myślę, no tak, teraz muszę zaprojektować czarne
kurteczki i to najlepiej ze sztucznej skóry. Ale potem wracam do
pracowni i myślę sobie – naprawdę tego chcesz? I nie chcę, więc
projektuję kamizelki! Menadżer załamany – kto teraz nosi kamizelki?
Okazuje się, że niektórzy noszą, a inni są gotowi je pokochać.
M.P.: Najwłaściwsze słowo
to – jednolite. Ulica lubi ciemne kolory, proste wzory i kroje, lubi
się ukrywać w elegancji i klasyce. Nie ma w tym nic złego, ale ja chcę
czegoś więcej. Odzież to dla nas druga skóra, coś co towarzyszy nam
przez cały dzień, w pracy, w domu, a nawet podczas snu. W związku z tym
ludzie boją się krytyki i nie chcą eksperymentować. Do tego dochodzą
kompleksy i próba ukrycia niedoskonałości figury. Dla mnie liczy się
to, co zwraca uwagę — stąd fascynacja aplikacjami – patrzę na moją
bluzę, na wyszyte na wysokości biustu ogromne oko i kompletnie nie
widzę nadmiaru ciała na wysokości bioder.
S.K.: Jakie są Pani plany odnośnie Goes To M? Jaka będzie
najnowsza kolekcja marki, co będzie dla niej najbardziej
charakterystyczne?
M.P.: Dla GOES TO
M najważniejszy jest teraz rozwój, pozyskanie publiczności
i klientów. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, w kwietniu będziemy mieli
możliwość zaprezentowania naszych produktów na żywo. Aktualna,
najnowsza propozycja marka to trzy kolekcje:
- Ozzy Asteroid — kolekcja inspirowana otaczającym naszą planetę wszechświatem, podróżami kosmicznymi czy teleskopem Hubbla, jest swoistym hołdem dla ludzi, którzy przybliżają nam kosmos. Najważniejszym elementem kolekcji jest materiał — dzianina dresowa drapana (100% bawełna), która niczym mleczna droga lekko i przyjaźnie otula. Każdy element kolekcji ma wartość edukacyjną, wyrażoną poprzez bogate, ręcznie wykonane aplikacje nawiązujące do inspiracji.
- Crazy Vest to kolekcja, w której dajemy upust wszystkim naszym szalonym pomysłom. Wspólnym mianownikiem jest tylko brak granic i jeden, powtarzalny krój prostej kamizelki łączonej na plecach wyłącznie dwoma pasami! Po co nam tyły, jeśli z przodu dzieje się tak dużo? Wśród wielu wzorów aplikacji znajdziecie deszcz padający z chmur, mariaże i pocałunki, książki spadające z półek i mocno bijące serca.
S.K.: Dziękuję za rozmowę.
Piękne rzeczy od Goes To M możecie znaleźć tu:
cudowne plecaki i piękna sesja!
OdpowiedzUsuńbrawo!
lona
Ciekawy blog :) Obserwujemy? http://egoistki.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń