środa, 3 lipca 2013

People with Passion: Marta Bogunia / Photography

Jej zdję­cia, jak sama przyz­naje, opowiadają o tęs­kno­cie, skrawkach ciała, czerni i bieli, zmysłowości, mgle, koś­ci­ach, przy­wiąza­niu, łzach, zaw­iłoś­ci­ach, popękanych ustach, cieka­wości, pożą­da­niu, leże­niu na trawie, zła­manych ser­cach, delikat­ności, oczach bez wyrazu, marzeni­ach, podar­tych raj­tuzach, melan­cholii, dotyka­ją­cych się dło­ni­ach, podróżach, bliskości, tat­u­ażach, prześwitach słońca przez liś­cie, cud­ach, bliz­nach, pocałunkach. To długa lista, ale inna chyba być nie może, bo Marta Bogu­nia, mieszka­jąca w Biel­sku młoda fotografka, to niesamowicie intrygu­jąca osobowość. Opowiada mi o tym, co zrobi ze zdję­ci­ami za czter­dzieści lat, a także o tym, jakie to uczu­cie spaść z drzewa w trak­cie fotografowania. 
 
Syl­wia Kruczek: Skąd ta fotografia? Dlaczego właśnie taki rodzaj sztuki?
Marta Bogu­nia: Skąd fotografia? Szcz­erze mówiąc fotografię trak­tuję jako lekarstwo na codzi­en­ność, jej per­ma­nent­ność potrafi zaboleć.

S.K.: Pier­wsze zdję­cia, pier­wszy aparat… Posi­adasz wyraźne wspom­nie­nie początków fotograficznej pasji?
M.B.: Szcz­erze mówiąc tak, odz­naczyła duże piętno na mojej ter­aźniejszej „twór­c­zości”. Zaczy­nałam jako boda­jże dwu­nas­to­latka, pod­krada­jąc rodz­i­com najprost­szą cyfrówkę świata. Bardzo pop­u­larna his­to­ria, prawda? Jed­nak w tam­tym cza­sie zaczy­nały mi się powoli ksz­tał­tować cechy, które miały spory, by nie powiedzieć najwięk­szy, wpływ na to, jak wyglą­dają moje zdję­cia teraz.

S.K.: Co w fotografii najbardziej Cię cieszy?
M.B.: Ta radość, że za czter­dzieści lat sprawie sobie piękny, w grubej oprawie album, do którego powsadzam najczul­sze zdję­cia ludzi, którzy dużo znaczyli dla mnie lub nie ma ich wśród nas. Taki mały cmen­tarzyk uśmiechów, po to, by cza­sami zaszyć się z nim na ogrodzie i popłakać ze szczęścia.

S.K.: Podobno nic nie rodzi się z pustki, a wszys­tko opiera się na – choćby min­i­mal­nej, ale jed­nak – inspiracji. Co Cię najbardziej inspiruje?
M.B.: Przede wszys­tkim ludzie. Emocje i to, jak je wyrażają. To, jak się komu­nikują ich ciała. Lubię badać zależności. A na drugim miejscu stoi sztuka piękna, proza, muzyka.

S.K.: Kogo określiłabyś mianem auto­ry­tetu? Fotograficznego, życiowego…
M.B.: Auto­ry­tetem fotograficznym i trochę życiowym jest dla mnie Joy Fire­brace. A moim total­nie życiowym prze­wod­nikiem jest Budda.  

S.K.: Marta Bogu­nia poza sza­łem fotografowa­nia. Czym się zaj­mu­jesz, co pora­bi­asz, kiedy nie past­wisz się nad aparatem? (śmiech)
M.B.: Uwiel­biam podróżować, chcę oddać temu całą młodość. Kocham otaczać się sztuką — tą pisaną i tą bardziej wiz­ualną — przez co niemało czasu poświę­cam na gmeranie dłu­gopisem w swoim szki­cown­iku czy pęd­zlem po płót­nie. Swego czasu jeszcze do ulu­bionych zajęć należało żeglarstwo i parę innych sportów.

S.K.: Sesje, ludzie, przy­gody… Czy jest coś, co naj­moc­niej zapadło Ci w pamięć pod­czas zaj­mowa­nia się fotografią?
M.B.: Tak, najbardziej ekscy­tu­ją­cym momentem pod­czas fotografowa­nia było spadanie z drzewa wraz z całym osprzę­towie­niem . Na szczęś­cie wylą­dowałam w krzaku róż (śmiech).

S.K.: Tylu ludzi wkoło, niemal każdy z nich posi­ada – często dobry – aparat. Psu­cie rynku? Uwal­ni­anie pasji? A może jeszcze coś innego? Co myślisz o tak moc­nym spop­u­lary­zowa­niu fotografii?
M.B.: Kiedyś bardzo iry­tował mnie ten prob­lem, lecz na chwilę obecną bardziej prze­j­muję się ocieple­niem kli­matu niż takimi pier­dołami. Zawsze będzie na tym świecie ktoś, kto będzie chciał być lep­szy, piąć się wyżej niż my. Potrzeba w życiu też trochę samokry­tyki, bo jed­nak więk­szość z nas zaczy­nała podob­nie, no nie? W środowisku fotograficznym, szcz­erze mówiąc, mało znam osób, które dopiero po odpowied­nich kur­sach i paru miesią­cach pracy doro­biły się półpro­fesjon­al­nego sprzętu. A też trzeba pamię­tać, że jeśli się zna na tej sztuce, to dobry aparat można mieć nawet za 50 czy 100 złotych!

S.K.: Co mogłabyś określić mianem swo­jego doty­chcza­sowego najwięk­szego osiągnięcia?
M.B.: Mało mam wyróżnień, prawie w ogóle nie posyłam prac na konkursy. Jestem już drugi rok w trak­cie pewnego pro­jektu fotograficznego i jeśli go skończę przed 25 urodz­i­nami, będzie to dla mnie chyba najwięk­sze osiąg­nię­cie, jakie mogę na chwilę obecną przewidzieć.

S.K.: Wiążesz swoją przyszłość z fotografią?
M.B.: Zde­cy­dowanie nie. Tak jak odpowiedzi­ałam Ci na samym początku: fotografia jest moim lekiem na codzi­en­ność. A leki cza­sami trzeba odstawić, prawda? 

Chcesz zobaczyć więcej prac Marty? Możesz to zro­bić, klika­jąc TU

1 komentarz:

Miło, że zajrzałaś/eś. Będzie mi bardzo przyjemnie, jak zostawisz komentarz. Oczywiście te chamskie i wulgarne będą usuwane ;-)